Akcja Kino - "Bella i Sebastian" Wyróżniony

„Najlepsze te małe kina

w rozterce i w udręce,

z krzesłami wyściełanymi

pluszem czerwonym jak serce…”

 

Myślicie, że taki świat, jak u mistrza Konstantego I. Gałczyńskiego już nie istnieje? To nie prawda, mylicie się głęboko. Chociaż w dzisiejszej erze wszechpotężnych multipleksów one są rzeczywiście głęboko schowane, ale wcale nie zapomniane. Tu możesz wejść i przeczekać ulewę lub burzę, odpocząć od wielkomiejskiego szumu, zapomnieć się. Ciasne przejścia między rzędami, konieczność wstawania, gdy ktoś szuka swojego miejsca (przepraszam-dziękuję), drzwi wejściowe za kotarą, pani bileterka sprawdzająca twój bilecik i wreszcie ten niepowtarzalny zapach starego kina. Zapach zmieszany z woni lakieru na fotelach, starej skóry na ich obiciach i z obecności ludzi, którzy tu przed Tobą byli.

        Gasną światła i rozpoczyna się film. Bez reklam, od razu. Bywając w wielkoekranowych kinach spóźniam się umyślnie, żeby ominęła mnie porcja reklamowej sieczki. A tu – od razu wchodzisz w film. I od razu – mocno. Zapierające dech alpejskie plenery, taka niespieszna, jak życie „alpejskich górali”, narracja reżysera, i oczywiście wspaniałe sceny ze zwierzętami, to z pewnością bardzo mocne strony filmu. Chociaż kilka razy łapałem się na tym, że z uwagą przyglądam się górom szukając śladów bytności współczesnego człowieka – wszechobecnych wyciągów narciarskich. Ale okazuje się, że albo francuzi mają jeszcze trochę nieskalanych miejsc w górach, albo za pomocą współczesnej techniki filmowej udało się wymazać z końcowego ujęcia, ślady zostawione przed freeraiderów.
        A magia małego kina działa dalej. Początkowo jak zawsze słychać było odgłosy spożywania stałych dopalaczy kinowych, ale stopniowo, w miarę wchodzenia w głąb fabuły w miarę nasycania się widokami wysokich Alp, i te odgłosy, i rozmowy, i śmiechy, cichły powoli i zanikały. A spróbujcie też kiedyś usiąść w pierwszym rzędzie i odwróćcie się do tyłu, gdy pogrążona w filmie publika patrzy na ekran. To naprawdę fantastyczny widok – te twarze podświetlone przez ekran kina, z taką uwagą wpatrujące się w obraz przed sobą. I każda inna, każda ma wypisane w inny sposób podobne emocje.
Bo film się podobał. Bo musiał się podobać. Bo nie było dla niego innego wyjścia, gdy jest on pokazywany w takim kinie. Małym, kameralnym, wśród widzów zaciekawionych filmem, a nie zajętych spożywaniem popcornu. I niech takie azyle zostaną. I niech takie filmy będą w nich oglądane. A potem….


„Wychodzisz zatumaniony,
zasnuty, zakiniony,
przez wietrzną peryferię
wędrujesz i myślisz, że

najlepsze te małe kina,
gdzie wszystko się zapomina;
że to gospoda ubogich,
którym dzień spłynął źle.”

Wykorzystałem fragmenty utworu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Małe kina”. Acha, i koniecznie posłuchajcie z muzyką!!!

MB
PS.: Dziękujemy fundacji „FaniMani” za pomoc, wsparcie i za natchnienie do zorganizowania Akcji KINO.